sobota, 23 maja 2020

moje ciało


jest naczyniem połączonym
tkanką wielokrotnie tkaną we wzory
epok od neolitu przez rokoko po kubizm

chociaż
nie brakuje na nim łat cerowanych pośpiesznie
grubymi nićmi zszywanych części
ucho z palcem serdecznym

otrzymałem je jako łup powojenny
dlatego pachnie pacyfizmem
i leśną konwalią

moje ciało jest naczyniem liturgii
godzin odprawianych każdego ranka
od promienia słońca w oczach
po brzęczenie księżyca
w świętojańskim robaczku

jako naczynie robocze jest
częścią pracującego dnia
gdy zmuszam stawy by czerpały wodę
barki by unosiły na sobie świat
a nos wyczuwał niebezpieczeństwo

wieczorami stara się być częścią
rodowych sreber
naczyniem stołowym godnym
szacunku

naczynie kuchenne jest już tylko
dopełnieniem niechcianego losu

chociaż nie cierpi jest naczyniem
cierpienia wplecionym w krwioobieg
naczyń krwionośnych
w nich przepływa coś bezkształtnego
co przybiera kształt
we wszystkich jego wcieleniach
próbując odkształcić
unicestwić piękno

tylko dusza naczynia kuchennego
jeszcze stawia opór


środa, 13 maja 2020

nie umiem




nie umiem zaprzyjaźnić się z żadnym podmiotem lirycznym
ani stwarzać światów bardziej lirycznych niż mój własny
rozpięty jak pajęczyna pomiędzy dziesięcioma palcami
wskazaniami serdecznymi małymi przykazaniami
a wiecznością

ten świat bez pękniętych rur i aort
gdzie mózg i komputer pracują bez wirusów
a miłość jest jak przejrzyste powietrze
bez którego nie da się żyć i które pozwala widzieć
najodleglejsze piękno
jest światem tak nudnym dla każdego podmiotu lirycznego
że muszę w nim być
jedynym bohaterem

nie potrzebuję w nim szukać Boga bo jest wszędzie
ani pytać o sens istnienia bo istnieję
a nawet rozstrzygać co to jest Prawda
bo kto inny zrobił to na zawsze

właściwie pozostało mi tylko pilnować drogi
kiedy dzień zamienia się w noc
i pisać jedynie
drogowskazy

może gdybym był głodny
a nikt by mnie nie nakarmił
albo spragnionemu nikt nie dałby pić
zaprzyjaźniłbym się z lirycznym poetą
który za chleb stałby się ghostwriterem mojego ja

sobota, 9 maja 2020

Wiersze z wirusem - Dzień w koronie - 25 luty 2020


mija kolejny dzień
ch.. z nim
odcinam po żołniersku
następny centymetr kalendarza
cyfry złuszczają się od potu dłoni
kto pamięta gdy przyszłość jest pełna trwogi
że sto pięćdziesiąty oznaczał wolność

nie radzę sobie ze świadomością gwałtów
na Matce Bożej
dominikanie czarni jak piekło uciekli w nicość
ciągną się za nimi zeznania bezczeszczonych kobiet
Bóg nie istnieje bez człowieka
a człowiek właśnie dokonuje samozagłady

biedny Bóg
biedny Nietsche
biedny Jean Vanier

panika narasta
czuć zbliżający się koniec
cywilizacji?
człowieka?
Boga?

wirus koronuje nasz świat
skrzyżowanie niewidomych genomów
myszy nietoperzy i ludzi

parodia ukrzyżowania

Wiersze w wirusem - Pierwsza kohorta (25.03.2020)


                                                           Prosto do nieba czwórkami szli
KI Gałczyński
dzisiaj
władza ukoronowała pierwszą kohortę skazańców
dwa tysiące lat temu ukrzyżowała by ich
pięćset lat temu spaliła na stosie
siedemdziesiąt  i siedem wytruła cyklonem
albo spalinami diesla
i zostali by świętymi

ale czasy się zmieniły
życie uczyniono prawem
z Wielkiego Katalogu Praw
człowieka
nic ponad życie
młode i dostatnie

i tak się wydawało
że można żyć wiecznie
bo nauka oszukała Boga
który umarł
przed epidemią

ale z martwych powstaje
przed Wielką Nocą
którą odwołano w strachu
bezwiary

też się boję
nieprzewidywalnego
niewidzialnego

Boga czy Koronawirusa?


Psalm Pięćdziesiąty Piąty. Boże wysłuchaj modlitw, próśb mych nie odrzucaj

Biblia Tysiąclecia: Skarga na wrogów Jan Kochanowski: Obrońca uciśnionych, Boże litościwy Księga Psalmów Dzisiejszych:  Boże wysłuchaj m...