sobota, 27 czerwca 2020

Na początku był obraz




Pies wpadł do jaskini niie była to jaskinia Platona
ze skrępowanymi swoim losem ludźmi

pies wpadł do jaskini na której ścianach było życie
zaklęte w obraz przez kamiennych przodków
przebiegały bizony wyginały się koty tańczyli szamani
wzywali tego który daje i odbiera

nie wiedzieli że na początku było Słowo
znali jedynie obraz i nic się nie stało dla nich
przez słowo a bez niego także nic się nie stało
co się stało

bo słowo było u Boga schowane przez niepiśmiennymi
za ekranami obrazów malowanych sadzą i ochrą

kiedy mózgi odtajały Bóg nazwał po imieniu
ludzi i rzeczy bo sądzić można kiedy podsądny ma imię

i zrozumiał człowiek swoje imię i imię psa i stołu
wiedział już że na początku było Słowo
które stwarzało wszystko nazywając
a jeśli nie nazwało nie stworzyło

kiedy człowiek myślał intensywnie jak Bóg
stworzył siebie na nowo i nie chciał być sądzony
ani nazywany
wpatrzył się w ekran jaskini na którym cienie
i tak pozostał

niedziela, 14 czerwca 2020

Ulica Tadeusza Ryczaja za ulicę Lecha Kaczyńskiego. I Wyklętych.



Dwa wrogie plemiona zamieszkujące Polskę, ani myślą folgować w wojnie, która co dnia wkracza na wyższy poziom obelg, fałszywych memów, półprawd będących pełnymi kłamstwami, politycznych zapasów w błocie, wyzwisk, kalumnii, przeinaczeń i co by tam jeszcze nie wymyśleć.

I nikt już nie wierzy, że skończy się to taplanie w politycznej brei wraz z rozstrzygnięciem wyborów prezydenckich. Niezależnie od tego, kto je wygra.

Niezależnie od powyższego fatalistycznego stwierdzenia nie sposób nie zadać pytania, co mogłoby zakończyć tę bratobójczą, wyniszczającą tkankę społeczną walkę?
Jeśli odpowiem, że jedynie rozsądek przynajmniej części zwalczających się plemion politycznych, to nie będzie to wielkie odkrycie.  Ale od razu ktoś powie, że na co jak na co, ale na rozsądek to liczyć nie można. Tym bardziej, że już nikt dzisiaj nie wierzy w żadne pozytywne deklaracje przeciwnika, a tym bardziej w jego dobre intencje, a brak wiary i zaufania zaczyna też zżerać od wewnątrz tak prawicę jak i opozycję.

Jeśli bym powiedział, że pozytywnie zaskoczył mnie Trzaskowski, stwierdzając, że Lech Kaczyński będzie miał w Warszawie swoją ulicę, to po pierwsze nie byłaby to prawda, a po drugie i tak by mi nie uwierzono.
Miał na to już ponad rok czasu i dzisiaj tej jego deklaracji trudno odebrać inaczej jak elementu gry politycznej przed wyborami.

Żebym mógł przejść do dalszych rozważań, muszę tu jednoznacznie stwierdzić, że moim zdaniem blokowanie przez władze Warszawy, przeszłe i obecne, uczczenia śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego poprzez nadanie jakiejś ważnej ulicy jego imienia jest zwykłym sukinsyństwem. Można go cenić lub nie, ale elementarna uczciwość zmusza do stwierdzenia, że był człowiekiem ważnym dla Polski i Warszawy.
Małostkowość jego politycznych przeciwników doprowadziła do tak kuriozalnej sytuacji, że  sprawa dla każdego demokratycznego narodu oczywista, stała się w Polsce czymś totalnie karykaturalnym, pokazującym na lichotę ludzi nami rządzących.

Powyższe sklasyfikowanie przeciwników Lecha Kaczyńskiego nie oznacza, że jego stronników oceniam inaczej niż jako małostkowych. Akurat po drugiej (PO - wskiej) stronie nie zginęła osoba równie ważna, na której uczczenie lub nie mieliby wpływ, więc nie byli w stanie zachować się podobnie haniebnie. Ale na pewno by się zachowali.
Jedni są warci drugich.

W nawiązaniu do tytułu felietonu zapyta ktoś, a jak się ma Tadeusz Ryczaj do Lecha Kaczyńskiego? Ano ma się tak, jak ma się Mielec do Warszawy. Czyli może by powiedzieć, ze nijak.

Ale to nie byłaby prawda. Bo oba te przypadki niechęci uczczenia osób ważnych dla danego  środowiska pokazują miernotę tak władz lokalnych, rządzących miastami, jak partii, z których się wywodzą. Ale w sporej części pokazują także marność społeczeństw zamieszkujących te miasta. Społeczeństw skonfliktowanych jak partie, które popierają, jak wywodzące się z tych partii tzw. komitety lokalne. Społeczeństw nie ceniących swojej przeszłości, zainteresowanych pełnym garnkiem i jak największym socjalem.

Nie wiem, czy moje pisanie cośkolwiek zmieni w Mielcu. Pewnie nie. Bo PiS będzie twardo stał przy negatywnej ocenie przeszłości i jej ludzi, wspominając krzywdy, rzadziej prawdziwe, częściej wymyślone lub urojone, a tzw. nowa lewica, aktualnie Mielcem rządząca, jest tak nijaka i tak bez kręgosłupa ideowego, że angażowanie się w spór o coś, co nie przyniesie jej doraźnych korzyści politycznych w ogóle nie wchodzi w krąg rozważań.

Nawet nie potrafiła uczcić osoby podobno dla niej ważnej, czyli śp. prezydenta Daniela Kozdęby. Więc jakby miała walczyć o postać z przeszłości.

W minorowym nastroju zbliżam się do końca felietonu, a jednak mimo tego nadal zachowuję jakąś iskierkę nadziei, że ta polityczna głupota i zacietrzewienie naszych  elit zostanie w końcu przełamana odrobiną rozsądku, a świadomość, że przeszłość była bardziej skomplikowana niż budowane o niej mity, i że ludzie w niej działający najczęściej nie mogli dokonywać i nie dokonywali biało czarnych wyborów, bo takie jest życie, pozwoli na zrozumienie racji swoich przeciwników.

Bo w Mielcu jest miejsce zarówno  na ulicę Tadeusza Ryczaj jak i na pomnik Wyklętych. A może i na ulicę Lecha Kaczyńskiego. Tak jak winno to już dawno być w Warszawie.




czwartek, 11 czerwca 2020

Dedal – tryptyk poetycki

Pamięci Tadeusza Ryczaja
wieloletniego Dyrektora Naczelnego
WSK PZL Mielec
twórcy minionej potęgi Mielca
I.     Dedal Mityczny
Leciał Ikar na skrzydłach, a słońce paliło,
Oglądnął się za siebie - Dedala nie było.
Stary zbereźnik jeszcze dla żony Minosa
Kończył krowie przebranie, bo chciała młokosa,

Byka mieć dla swej chuci. A on, stary kowal,
Sprytną konstrukcję krowią już dla niej zbudował.
Lecz coś się zacinała i musiał się bawić.
Zapomniał, że z Ikarem miał w górze naprawić

Zeusowi zepsute zawiasy do nieba.
A z bogiem, kiedy trzeba, to naprawdę trzeba.
Wkurzył się Zeus patrząc na Kretę przez fale:
Albom ja tu ważniejszy, albo Pazyfae?

Nie będzie mi układał ten kowal plannera,
Zaraz walnę, bom wściekły jak jasna cholera.
Orła puścił nad morze, a ten Ikarowi
Chciał wydziobać wątrobę. Cóż chłopak miał robić,

Wbrew zakazowi ojca poleciał wysoko,
gdzie słońce kroplę każdą zabiera obłokom.
Tam i jemu stopiło wosk w skrzydłach na wodę
I w morzu utopiło to życie tak młode.

Jak już Dedal otrzeźwiał w tym swoim seksszopie
Wyrwał w niebo labidząc: nawaliłeś chłopie.
Ale było za późno. Ikar już nurkował,
Posejdon Minotaura, chichocząc, szykował,

A Pazyfae wyjąc z rozkoszy, omdlała.
No i tak się już kończy mitu powieść cała.
Morał z niej można wysnuć: kiedy masz Ikara,
Co byś zrobił Dedalu, nie minie cię kara.



II. Dedal Historyczny

Nie na skrzydłach z metalu, pod nieba się wznosisz
Tych samolotów, któreś przed laty budował,
Którymi żeś uskrzydlał swe miasto od nowa,
By Ikarem wzleciało, z zaświatów dziś prosisz.

Nie skrzydła Twe, dziś Ciebie pamięć ludzka niesie
Nad chorzelowskie domy, podmieleckie lasy,
Tchnieniem  wiatru wschodniego nad lotniska pasem
Przelatujesz jak powieść o życia bezkresie.

Od Ukrain bolesnych, od Katynia grobów,
Od Wołynia, co we krwi kąpał się niewinnej
Tuś przybył i zamieszkał, w tej Krecie nizinnej,
By na skrzydłach polecieć pod chmury, do bogów.

Tysiące samolotów nad Mielca dachami
W górę go unosiło, by Ikarem frunął
Ponad ten czas siermiężny, i aby nie runął
W odmęt czasu, gdzie nie ma litości nad nami.

Czy to miasto, ten Ikar, któregoś uskrzydlił,
Doceni, co zrobiłeś, czy w dzisiejszej dobie
Innym pokłony odda, zapomniał o Tobie?
Czy poniżając Ciebie, sam się nie upodlił?

Mit to polski, na opak. Zawiść, gdy ktoś leci.
Ikar wierzy, że frunie, w podskokach kurz wznieca.
Dedal walnął o ziemię. I to tłum podnieca.
By dać ulicy imię, potrzeba stuleci?!

Biedne Miasto, którego synów pamięć stygnie,
Co mniejszym dajesz sławę, tablice, ordery,
W małości swojej próżnej tworzysz bohatery,
W górę największe skrzydło już cię nie podźwignie.

III. Dedal Współczesny

Skąd przychodzisz, kim jesteś, jakie twoje imię,
Dzisiejszy przewodniku na podniebne trasy?
Czyś zdolnym tak jak Dedal, konstruktorem maszyn,
Czyś duszy inżynierem, marny anonimie?

Możeś księdzem, co modły ponad chmury wznosi,
A ludzi bardziej Boga boi się obrazić?
Mistrzem, co dumę ludzką słowem chce wyrazić,
A marnym tylko pyłem jest w wielkim kosmosie?

A możeś politykiem, lichym w swoich słowach,
Co powie, nie dotrzyma, we wszystkim oszuka?
I na nic ludziom z roku na rok ta nauka,
Bo znowu zagłosują, jakby szli w okowach.

Kimże jesteś Dedalu dzisiejszego czasu,
Czyś potrzebny jest komu, czy tylko dla siebie
Mity piszesz i głosisz? By kiedyś tam w niebie
Za zasługi mieć miejsce zajęte zawczasu?

Czy Ikara namówisz, by w niebo pofrunął
A ty rozważny pójdziesz w kurzu polskiej drogi?
Kunktatorstwo za cnotę przydały ci bogi.
Uważaj, by ci Ikar na głowę nie splunął.


Dedal – tryptyk poetycki


Pamięci Tadeusza Ryczaja
wieloletniego Dyrektora Naczelnego
WSK PZL Mielec
twórcy minionej potęgi Mielca

I.     Dedal Mityczny

Leciał Ikar na skrzydłach, a słońce paliło,
Oglądnął się za siebie - Dedala nie było.
Stary zbereźnik jeszcze dla żony Minosa
Kończył krowie przebranie, bo chciała młokosa,

Byka mieć dla swej chuci. A on, stary kowal,
Sprytną konstrukcję krowią już dla niej zbudował.
Lecz coś się zacinała i musiał się bawić.
Zapomniał, że z Ikarem miał w górze naprawić

Zeusowi zepsute zawiasy do nieba.
A z bogiem, kiedy trzeba, to naprawdę trzeba.
Wkurzył się Zeus patrząc na Kretę przez fale:
Albom ja tu ważniejszy, albo Pazyfae?

Nie będzie mi układał ten kowal plannera,
Zaraz walnę, bom wściekły jak jasna cholera.
Orła puścił nad morze, a ten Ikarowi
Chciał wydziobać wątrobę. Cóż chłopak miał robić,

Wbrew zakazowi ojca poleciał wysoko,
gdzie słońce kroplę każdą zabiera obłokom.
Tam i jemu stopiło wosk w skrzydłach na wodę
I w morzu utopiło to życie tak młode.

Jak już Dedal otrzeźwiał w tym swoim seksszopie
Wyrwał w niebo labidząc: nawaliłeś chłopie.
Ale było za późno. Ikar już nurkował,
Posejdon Minotaura, chichocząc, szykował,

A Pazyfae wyjąc z rozkoszy, omdlała.
No i tak się już kończy mitu powieść cała.
Morał z niej można wysnuć: kiedy masz Ikara,
Co byś zrobił Dedalu, nie minie cię kara.



II. Dedal Historyczny


Nie na skrzydłach z metalu, pod nieba się wznosisz
Tych samolotów, któreś przed laty budował,
Którymi żeś uskrzydlał swe miasto od nowa,
By Ikarem wzleciało, z zaświatów dziś prosisz.

Nie skrzydła Twe, dziś Ciebie pamięć ludzka niesie
Nad chorzelowskie domy, podmieleckie lasy,
Tchnieniem  wiatru wschodniego nad lotniska pasem
Przelatujesz jak powieść o życia bezkresie.

Od Ukrain bolesnych, od Katynia grobów,
Od Wołynia, co we krwi kąpał się niewinnej
Tuś przybył i zamieszkał, w tej Krecie nizinnej,
By na skrzydłach polecieć pod chmury, do bogów.

Tysiące samolotów nad Mielca dachami
W górę go unosiło, by Ikarem frunął
Ponad ten czas siermiężny, i aby nie runął
W odmęt czasu, gdzie nie ma litości nad nami.

Czy to miasto, ten Ikar, któregoś uskrzydlił,
Doceni, co zrobiłeś, czy w dzisiejszej dobie
Innym pokłony odda, zapomniał o Tobie?
Czy poniżając Ciebie, sam się nie upodlił?

Mit to polski, na opak. Zawiść, gdy ktoś leci.
Ikar wierzy, że frunie, w podskokach kurz wznieca.
Dedal walnął o ziemię. I to tłum podnieca.
By dać ulicy imię, potrzeba stuleci?!

Biedne Miasto, którego synów pamięć stygnie,
Co mniejszym dajesz sławę, tablice, ordery,
W małości swojej próżnej tworzysz bohatery,
W górę największe skrzydło już cię nie podźwignie.

  


III. Dedal Współczesny

Skąd przychodzisz, kim jesteś, jakie twoje imię,
Dzisiejszy przewodniku na podniebne trasy?
Czyś zdolnym tak jak Dedal, konstruktorem maszyn,
Czyś duszy inżynierem, marny anonimie?

Możeś księdzem, co modły ponad chmury wznosi,
A ludzi bardziej Boga boi się obrazić?
Mistrzem, co dumę ludzką słowem chce wyrazić,
A marnym tylko pyłem jest w wielkim kosmosie?

A możeś politykiem, lichym w swoich słowach,
Co powie, nie dotrzyma, we wszystkim oszuka?
I na nic ludziom z roku na rok ta nauka,
Bo znowu zagłosują, jakby szli w okowach.

Kimże jesteś Dedalu dzisiejszego czasu,
Czyś potrzebny jest komu, czy tylko dla siebie
Mity piszesz i głosisz? By kiedyś tam w niebie
Za zasługi mieć miejsce zajęte zawczasu?

Czy Ikara namówisz, by w niebo pofrunął
A ty rozważny pójdziesz w kurzu polskiej drogi?
Kunktatorstwo za cnotę przydały ci bogi.
Uważaj, by ci Ikar na głowę nie splunął.




Psalm Pięćdziesiąty Piąty. Boże wysłuchaj modlitw, próśb mych nie odrzucaj

Biblia Tysiąclecia: Skarga na wrogów Jan Kochanowski: Obrońca uciśnionych, Boże litościwy Księga Psalmów Dzisiejszych:  Boże wysłuchaj m...