Ojczyznę
moich dzieci wyhodowałem
w
przydomowym ogródku na grządce z rabarbarem
była maleńka
niby embrion córeczki
ukrywała się
pod rozłożystym liściem
przed
słońcem i zagubionym zajączkiem
który nie
wiedział co to strach
ale znał smak
sałaty
swój zapach
dokładała do rabarbarowych placków
w kompotach
smakowała uśmiechem babci Ani
zszywała
baldachimy nad mrówkami i kopcem kreta
i była
trochę cierpka w dyskusjach
jak podrosła
przenieśliśmy ją do dziecięcego pokoju
zamieszkała
w doniczce z paprotką
stała się
uroczysta i odświętna
nosiła
krawat aloesu i brzęczącą muszkę
wymawiała
pierwsze słowa moich dzieci
na
pokojowych akademiach
potem
odleciała na dłużej w białej sukience
myśleliśmy
że ojczyzny też ciągną do ciepłych krajów
niespodzianie
wróciła z drugą połową życia
rozdawała
podarunki uśmiechów starsza pani
zapuściła
korzenie mówiła że na zawsze
ale czy
można wierzyć fruwającemu drzewu
w którego
cieniu leżą moi dziadkowie
ja czytam
książkę a dzieci założyły
obrączki nieśmiertelności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz