(wg. Mt 27, 15–25).
Czy powinienem pisać ze
wzgardą? Nie wiem.
Wszak uczono mnie w
Ewangelii, że nawet o źle,
przewrotnym, okrutnym,
nawet śmiesznym,
należy mówić z rozwagą.
Czy powinienem pisać z
trwogą, widząc,
jak ewangeliczny embrion
zła wrósł we współczesność,
stając się rozpieszczonym
bękartem,
władnącym umysłami pokoleń
namiestników,
starszych i arcykapłanów?
Kiedy twarze wykrzywia
nienawiść,
żadne ze słów nie będzie
pięknym, przekonującym,
jedynie śmierć okraszona
ćwiartowaniem,
duszeniem, włóczeniem
końmi, krzyżowaniem.
W rzeczywistości i w
sondażach wyje tłum: ukrzyżuj.
Ma swoje prawa, żąda i
otrzymuje.
„Arcykapłani i starsi namówili tłumy,
żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci
Jezusa.
Pytał ich namiestnik: którego z tych dwóch chcecie
żebym wam uwolnił?
Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?
Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali.
Odpowiedzieli: Barabasza.
Rzekł do nich namiestnik: cóż więc mam uczynić z
Jezusem
którego nazywają Mesjaszem?
Zawołali wszyscy: na krzyż z Nim!
Namiestnik odpowiedział: cóż właściwie złego uczynił?
Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: na krzyż z Nim!
Namiestnik widząc, że nic nie osiąga a wzburzenie
raczej wzrasta,
wziął wodę i umył ręce wobec tłumu mówiąc:
nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego,
to wasza rzecz. A cały lud zawołał:
krew Jego na nas i na dzieci nasze”.
Lawina słów spada
wodospadem
z pokolenia w pokolenie,
kultura tłumi instynkty,
ale nie unicestwia
i nobliwi stają się
mordercami po śniadaniu,
wsypują cyklon, podpalają
stodoły, krzyżują,
umywają dłonie.
A potem kolejni namiestnicy
pytają
niepiśmiennego tłumu.
Niech się stanie wola jego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz