W
zieleni która wciąż ze mnie
łąką
wrześniową wypływa
tajemną
postać kobiety
przed
wzrokiem obcym ukrywam
nicią
żółknącą zapięta
w
myśli tajemnych osnowy
rośnie
klimatem jesiennym
w
błyszczącym srebrze mej głowy
pląta
taborem cygańskim
drogi
po których biegałem
romanca
zwiewna istota
imię
swej ciszy jej dałem
wiatraków
bezradny łopot
mej
głowy tuli do siebie
bez
zbroi czym też jest mężnym
bez
zbroi jestem w potrzebie
więc
pokazuje mi jasne
na
łąkach ślady zajęcze
trzepot
bezradny kuropatw
pierwsze
miłości młodzieńcze
niesie
przed oczy łagodność
w
koszyczku z pisklęciem małym
w
igliwie sosen ubrana
w
zapach włożona nieśmiały
ma
wszystkie przymioty ewy
starą
poezją jest jeszcze
w
ciszach wieczorom zabranych
myślami
o niej ją pieszczę
czasami
biegnie nad stawy
gdzie
w trawach tańczą satyry
swoje
kopytne sprośności
owiane
w antyczne mirry
pod
suknią zwiewną tajemne
skrywa
księżyca podchody
jej
piękno wraz z pożądaniem
marzeń
wiszące ogrody
spełnij
ach spełnij romanco
moje
ukryte marzenia
spowite
w szal twój cygański
nieśmiałe
me uniesienia
daj
mi romanco swobodę
myślenia
ponad wodami
w
przestworzu stwarzać mi pozwól
świat
mój zszywany gwiazdami
bym
mógł w nim lecieć i lecieć
ponad
codzienność ciążącą
pisać
w obłoku me myśli
czasem
pokrywać kojącym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz