Bali
się powiedzieć, że zmartwychwstał.
Może
już czuli baty, orzące plecy
metalowymi
kulkami. Jeszcze słyszeli Jego jęk.
Bili
z przyjemnością krwawej rozrywki.
Nie
miał niebieskiej krwi. Rechotali.
A
w powietrzu latały tylko muchy,
przykrywające
czerwień czarną chmurą.
A
może sami nie wierzyli, że zmartwychwstał.
Zatoczyli
wielki kamień. Posnęli, ale cóż sen?
Można
obudzić się ze śmierci?
Śmierć
jak śmierć. Najpierw korowód z Nim na czele,
trochę
starych bab pod ścianami domów i
kilka
osób na niewielkim wzgórku za murami.
Proza
życia: śmierć, śmierć, śmierć.
Który
to już raz. Krzyżowali całe miasta.
Aż
przyjemne ciarki biegły przez kręgosłup.
A
tu tylko trzech. No, może to zaćmienie i wstrząsy,
ale
to się zdarza. Coś jednak trzeba powiedzieć.
Że
go wykradli? To jeszcze gorzej.
Więc
zmartwychwstał?
Panie!
On zmartwychwstał.
Piłat
przecierał oczy. Obok kuliła się
w
niespokojnym śnie Claudia Prokula.
Kto?
Nazarejczyk? Jednak!?
A
myślałem, że tylko mamrota coś o królestwie
nie
z tego świata. Na Jowisza! A jak się dowie Cesarz?
Na
Jowisza? Jak się ten jego bóg nazywa?
Aha,
on nie ma imienia. Zaraz, to on miał być Bogiem.
Nie.
Prawdą. To do kogo mam się zwrócić,
komu
złożyć ofiarę. Zaraz, zaraz!
Jakie
zmartwychwstanie?
Łotry!
Spiliście się i posnęli.
Zabrać
ich.
Zamilcz,
mężu – usłyszał głos Prokuli.
Mówiłam
ci, byś nie krzywdził tego sprawiedliwego.
Ale
stało się, co się miało stać.
Czuję,
jak zmieni się nasze życie.
Miałam
sen, w którym szłam do wielkiej jasności
po
tej drodze, którą wlókł swoją belkę krzyża.
Stał
i uśmiechał się do mnie.
I
nie było w nim bólu, cierpienia,
a
resztki krwi błyszczały jak rubiny.
On
jest miłością, której nie ma w naszym świecie,
On
jest wiecznością.
Zamilcz.
Głupia baba – wykrztusił.
I
to nie byłem ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz