Mam po kieszeniach resztki sławy,
wyschnięte ziarna z gleb jałowych,
dziecięcych zabaw bohaterów
imiona noszę w mojej głowie,
matczyne hafty na sztandary
wklejam uparcie, pełen wiary,
że pokolenie dezerterów
jednak odmieni świat plugawy.
Wierzę na przekór tej mądrości,
co każdą zdradę wytłumaczy,
każde skurwienie piękniej nazwie
i na pogrzebie nie zapłacze,
lecz śmiechem bluźnie nowoczesnym:
bądź kolorowy, bądź współczesny.
Na przekór wierzę tej mądrości,
co napluć chce na przodków kości.
Śmierdzą przodkowie zabobonni
stęchlizną polską, straszną wiarą,
Bogiem, ojczyną, i honorem.
Współcześni mają inną miarę:
europejskość, drang nacht westen,
Berlin i Paryż!
Wciąż tu jestem.
Sikam do Renu wam z humorem.
Polak w polskości swej dozgonny.
Wierzę, że śpiewy nas nie zwiodą
syrenie w Szprewie i w Sekwanie
i przepłyniemy mimo, głusi
na prośby piękne, na wołanie,
przez wiry, rafy, do przystani,
gdzie ciągle czeka Matka Pani,
do której każdy Polak musi,
by polską cieszyć się swobodą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz