Langiewicza żołnierzy sen wieczny
tam tuli:
jeden bez butów leży, drugi bez
koszuli,
trzeci bez getrów, inny bez bluzy
munduru,
tamten bez hajdawerów, a inny bez
sznurów.
Ten palec ma ucięty dla złotej
obrączki,
inny zęby wybite i urwane sprzączki
złote albo miedziane, wszystko tu się
przyda.
Modlitwa nad zezwłokiem, a potem ohyda:
niby cmentarne hieny powstańców
obsiedli
chłopy z wioski, że prawie trupów by
nie zjedli.
Wyczyścili dokładnie na pół metra
ziemię
i poszli do barłogu to od Chama
plemię.
Potem wydali na świat, ziemię
zaludnili,
tak podobnych jak oni smarkatych
debili,
którzy wiek później nagle stali się
narodem,
chociaż wciąż oddychają
pańszczyźnianym smrodem.
Niewolę mieli w sobie jak jarzmo
wrośniętą
w serce, płuca i mózgi, na co dzień i
w święto
i na nic były klasy, uniwersytety,
pozytywizm, Siłaczka i Judym. Niestety
niewolnik się z niewoli sam wyciągnąć
może
za włosy w górę tylko, jeśli nie, to
Boże,
w bagnie na wieki będzie taplał się
niewoli,
jak w ciepłej borowinie, w której nic
nie boli.
Naplują mu do błota Niemcy czy
Rosjanie,
on tylko powie cicho: pomyłujcie panie.
Wygrzebie z błota kości Smoleńska, Katynia:
złość, że ktoś mu problemów w tym
błocie przyczynia.
Mógł nie lecieć, po diabła pchał
się między wrony,
skoro gołąb, a tamci cziornyje worony.
Kibitki, strach pomyśleć, powstańców
zabrali
w Sybir, a my rozsądni na swoim
zostali.
I będziemy tu siedzieć. Ponoć aż od
Piasta
my som, bo polski naród potęgą i
basta.
I takiej z telewizji nie chcemy nauki,
że nas w końcu rozdziobią i wrony i
kruki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz