Już coraz lżej dotykamy ziemi
chociaż
Coraz ciężej stawiamy na niej stopy
W butach o podeszwach bardziej
zdartych
Niemodny krój naszych myśli nie
przystaje
Do trendów w filozofii i reklamie
A słowa nasze trafiają do lamusa
Jak niepotrzebny plon lat urodzaju
Potrafimy już liczyć dni nasze
Panie
Chociaż niewielu z nas wie że
mądrość serca
Może być skutkiem dni które nie
wracają
Stoimy w miejscu coraz bardziej
kamienni
Dni swoim pędem szlifują nasze
twarze
Pomniki nagrobki małych cmentarzy
Wiele głosów oczu twarzy znajomych
Przychodzi wraz z zamknięciem
sklepów
Jakby na spóźnione zakupy wspomnień
O czynach dobrych i złych gestach
słowach
Co najmniejszemu uczyniliśmy
myślimy
Dlaczego nie odpłacono nam dobrem
Za złotą monetę rzuconą wbrew sobie
Tajne grzechy nasze w świetle
oblicza Twego
Stają się jawne jak knowania szpiega
Mimo że zabrałeś niektórych z nas
wierzymy
Że nasze życie trwa lat
siedemdziesiąt
A gdy sił stanie lat osiemdziesiąt
I żyjemy nadal dniem dzisiejszym
Chociaż dzień wczorajszy jest jak
tysiąc lat
W oczach Twoich jak mgnienie
Drzewo przed domem w domu synowie
Wypełniamy odwieczne nakazy ojca
W zmęczeniu swoim jesteśmy jak
trawa
Rano kwitnie i rośnie pod wieczór
więdnie
Jesteśmy jak sen poranny przerwany
Przez straż nocną która
odchodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz