Dwa wrogie plemiona zamieszkujące Polskę, ani myślą folgować w wojnie, która co dnia wkracza na wyższy poziom obelg, fałszywych memów, półprawd będących pełnymi kłamstwami, politycznych zapasów w błocie, wyzwisk, kalumnii, przeinaczeń i co by tam jeszcze nie wymyśleć.
I nikt już nie wierzy, że skończy się to taplanie w politycznej
brei wraz z rozstrzygnięciem wyborów prezydenckich. Niezależnie od tego, kto je
wygra.
Niezależnie od powyższego fatalistycznego stwierdzenia nie
sposób nie zadać pytania, co mogłoby zakończyć tę bratobójczą, wyniszczającą
tkankę społeczną walkę?
Jeśli odpowiem, że jedynie rozsądek przynajmniej części zwalczających
się plemion politycznych, to nie będzie to wielkie odkrycie. Ale od razu ktoś powie, że na co jak na co,
ale na rozsądek to liczyć nie można. Tym bardziej, że już nikt dzisiaj nie
wierzy w żadne pozytywne deklaracje przeciwnika, a tym bardziej w jego dobre
intencje, a brak wiary i zaufania zaczyna też zżerać od wewnątrz tak prawicę
jak i opozycję.
Jeśli bym powiedział, że pozytywnie zaskoczył mnie Trzaskowski,
stwierdzając, że Lech Kaczyński będzie miał w Warszawie swoją ulicę, to po
pierwsze nie byłaby to prawda, a po drugie i tak by mi nie uwierzono.
Miał na to już ponad rok czasu i dzisiaj tej jego deklaracji
trudno odebrać inaczej jak elementu gry politycznej przed wyborami.
Żebym mógł przejść do dalszych rozważań, muszę tu
jednoznacznie stwierdzić, że moim zdaniem blokowanie przez władze Warszawy,
przeszłe i obecne, uczczenia śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego poprzez nadanie
jakiejś ważnej ulicy jego imienia jest zwykłym sukinsyństwem. Można go cenić lub
nie, ale elementarna uczciwość zmusza do stwierdzenia, że był człowiekiem
ważnym dla Polski i Warszawy.
Małostkowość jego politycznych przeciwników doprowadziła do
tak kuriozalnej sytuacji, że sprawa dla
każdego demokratycznego narodu oczywista, stała się w Polsce czymś totalnie
karykaturalnym, pokazującym na lichotę ludzi nami rządzących.
Powyższe sklasyfikowanie przeciwników Lecha Kaczyńskiego nie
oznacza, że jego stronników oceniam inaczej niż jako małostkowych. Akurat po
drugiej (PO - wskiej) stronie nie zginęła osoba równie ważna, na której
uczczenie lub nie mieliby wpływ, więc nie byli w stanie zachować się podobnie
haniebnie. Ale na pewno by się zachowali.
Jedni są warci drugich.
W nawiązaniu do tytułu felietonu zapyta ktoś, a jak się ma
Tadeusz Ryczaj do Lecha Kaczyńskiego? Ano ma się tak, jak ma się Mielec do
Warszawy. Czyli może by powiedzieć, ze nijak.
Ale to nie byłaby prawda. Bo oba te przypadki niechęci
uczczenia osób ważnych dla danego środowiska pokazują miernotę tak władz
lokalnych, rządzących miastami, jak partii, z których się wywodzą. Ale w sporej
części pokazują także marność społeczeństw zamieszkujących te miasta.
Społeczeństw skonfliktowanych jak partie, które popierają, jak wywodzące się z
tych partii tzw. komitety lokalne. Społeczeństw nie ceniących swojej
przeszłości, zainteresowanych pełnym garnkiem i jak największym socjalem.
Nie wiem, czy moje pisanie cośkolwiek zmieni w Mielcu.
Pewnie nie. Bo PiS będzie twardo stał przy negatywnej ocenie przeszłości i jej
ludzi, wspominając krzywdy, rzadziej prawdziwe, częściej wymyślone lub urojone,
a tzw. nowa lewica, aktualnie Mielcem rządząca, jest tak nijaka i tak bez
kręgosłupa ideowego, że angażowanie się w spór o coś, co nie przyniesie jej doraźnych
korzyści politycznych w ogóle nie wchodzi w krąg rozważań.
Nawet nie potrafiła uczcić osoby podobno dla niej ważnej,
czyli śp. prezydenta Daniela Kozdęby. Więc jakby miała walczyć o postać z
przeszłości.
W minorowym nastroju zbliżam się do końca felietonu, a
jednak mimo tego nadal zachowuję jakąś iskierkę nadziei, że ta polityczna
głupota i zacietrzewienie naszych elit
zostanie w końcu przełamana odrobiną rozsądku, a świadomość, że przeszłość była
bardziej skomplikowana niż budowane o niej mity, i że ludzie w niej działający najczęściej
nie mogli dokonywać i nie dokonywali biało czarnych wyborów, bo takie jest
życie, pozwoli na zrozumienie racji swoich przeciwników.
Bo w Mielcu jest miejsce zarówno na ulicę Tadeusza Ryczaj jak i na pomnik
Wyklętych. A może i na ulicę Lecha Kaczyńskiego. Tak jak winno to już dawno być
w Warszawie.
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńPan podobnie jak 99% społeczeństwa oraz władze zajmuje się sprawami mało istotnymi wobec zmian jakie obecnie zachodzą na świecie a które w ogromnym stopniu dotyczą NAS...Trwa obecnie walka o hegemonię światową pomiędzy Chinami i USA, o nowy podział pracy, kontrole strategicznych przepływów itd. Wielu ludziom wydaje się, że żyjemy pod kloszem ale tak nie jest! Proszę posłuchać np. debatę dwóch doktorów: Bartosiaka i Targalskiego to pewnie Pan zrozumie o co trwa obecnie walka. A co elit to ich obecnie nie ma!!! Niemcy i Rosjanie skutecznie pozbawili nas elit na długie lata. Do dzisiaj to odczuwamy. Ludzie, którzy po wojnie awans społeczny zawdzięczają wyłącznie spolegliwości wobec systemu a nie własnemu talentowi nie są żadnymi elitami.
A tak na na koniec to PZL było i jest dziełem przedwojennych elit. W latach 90-tych przeszły nasze zakłady egzamin istnienia na rynku światowym. I te zakłady kierowane przez ludzi tamtego systemu musiały upaść. Gdyby przetrwały choćby w jakiejkolwiek znaczącej POLSKIEJ formie to byłby to sukces p. Ryczaja. PZl przed wojną po dwóch latach istnienia potrafiło wyprodukować świetny samolot a po latach komunistycznego rządzenia... co? Pozdrawiam
Szanowny Panie
OdpowiedzUsuńRozumiem, że Pan wchodzi w skład tego 1 % społeczeństwa, które zajmuje się sprawami istotnymi. To cieszy. Tyle tylko, że jeśli Pan uważa, że ja nie interesuję się sprawami ważnymi, to jest pan w wielkim błędzie. Nawet jeśli jestem w tej 99% części, o czym zapewne jest Pan przekonany. Ja nie słucham Targalskiego, ale Wróblewskiego, Warzechy, Dudka. Może to dla Pana elity, które awans społeczny zawdzięczają wyłącznie spolegliwości wobec systemu, a nie własnemu talentowi, ale na to już nic nie poradzę.
Rozumiem, że Pan należy do elit, które zostały nimi z urodzenia przedwojennego i skutecznie przetrwały napór komunizmu przez te 50 lat. Gratuluję.
Ja pochodzę z warstwy, której Pan nie uważa za elity, bo pochodzę z rodziny robotniczej i wykształciłem się w Polsce komunistycznej. Jak znakomita większość ludzi wykształconych, którzy Polskę odbudowywali po zniszczeniach wojny, gdy Pana elitarne środowisko tylko na to patrzyło i kontestowało, aż wreszcie ocknęło się w III RP..
A przez cały czas letargu myślało o tych przedwojennych pańskich elitach, które w Mielcu wybudowały jedną większa halę i uruchomiły montaż samolotów, gdy nieelity albo łże elity powojenne wybudowały hal kilkanaście i uruchomiły produkcję, która oczywiście nie miała szans w zderzeniu z zachodnią techniką po roku 90 tym, ale swoje zrobiła w czasie odbudowy Polski po wojnie w warunkach narzuconego sytemu gospodarczego.
Tamte zakłady musiały upaść, ale nie dlatego, ze były kierowane przez tamtych ludzi, tylko że działały w warunkach tamtego systemu. Wielu tamtych ludzi doskonale dało sobie radę w nowych warunkach.
A co przetrwania w jakiejkolwiek formie, to zapomniał pan o zakładzie lotniczym, który jednak przetrwał.
Życzę Panu powodzenia w nowych warunkach gospodarczych pisowskiej Rzeczypospolitej socjalistycznej, przy coraz większej nacjonalizacji i zarządzaniu z buta przez nieprzygotowanych do tego partyjnych nominatów. Jeszcze trochę i będzie z państwowym przemysłem gorzej niż za komuny.